—
Jovan, jak sytuacja? — odezwałem się cicho do komunikatora.
—
Idą w waszą stronę, szefie — odpowiedział mi głos w słuchawce.
Popatrzyłem
na Elsy i na Jormundusa i dałem im znak, by pozostali na miejscach, a sam
zacisnąłem dłoń na moim pistolecie laserowym, szykując się do oddania strzału.
Dobrze to sobie przemyśleliśmy — czekaliśmy na złodziei tuż przy jedynym
niezabezpieczonym wyjściu z biblioteki Juno. Śledziliśmy tych heretyków już od
paru tygodni, odkąd po raz pierwszy natknęliśmy się na ich ślad na Valarze. Był
to wcale nieźle zorganizowany, ale wcale nie nad wyraz zmyślny kult. Nie
czyniło ich to nijak mniej odrażającymi, ale stawiało nas przynajmniej w
lepszej pozycji.
—
Ilu? — zapytałem jeszcze.
—
Czwórka, nikt nie przybył — odpowiedział mi głos mojego pilota. Skinąłem głową,
choć wiedziałem, że nie może tego zobaczyć. — Hej, zaraz, coś mi nawala w tym
złomie… Dobra, widzę. A nie. Jasna cholera, coś jest nie tak, pokazuje mi tylko
trzech… Co do… Jednego… Szefie, nie mam obrazu!
—
Co on tam miauczy? — syknęła w moją stronę Elsy.
—
Stracił sygnał — powiedziałem jej krótko. — Jovan, lepiej?
—
A guzik, nic nie widać — odpowiedział. — Co za złom, co za cholerna krypa, chrzanić tych zasranych Techadeptów…
—
Wchodzimy — powiedziałem. Elsy i Jormundus skinęli głowami i ujęli broń w ręce.
Postąpiłem w stronę drzwi, a potem gwałtownie je otworzyłem.
W
eleganckim korytarzu wielkiego, starożytnego niemal gmachu biblioteki nie było
ani śladu po intruzach. Ani szelestu nie było słychać. Okna pozamykane, drzwi
zamknięte i zabezpieczone kodem. Nie było nic, tylko ciężka, gęstniejąca cisza
i ciepłe światło lamp.
—
Szefie?
—
Cicho — warknąłem. Postąpiłem jeszcze o parę kroków do przodu, wciąż z bronią w
gotowości. — Sprawdźcie każdy kąt. Przecież nie wyparowali, do jasnej cholery!
W
milczeniu przeczesywaliśmy pomieszczenie, ale im dłużej to trwało tym bardziej
docierało do mnie, że jesteśmy tu sami.
—
Wciąż nic, szefie.
—
Widzę, do cholery.
—
Arjan, masz coś? — dobiegł mnie głos Elsy. Zapragnąłem bardzo, bardzo szpetnie
przekląć, ale ostatecznie ugryzłem się w język.
—
Nic tu nie ma, dzieciaki — zagrzmiał Jormundus. Wytoczył się zza rogu i
przyjrzał się nam obojgu z powagą.
—
Coś musi być — upierałem się. — Przecież nie mogli tak po prostu zniknąć!
—
Nie ma nic, chłopcze — powiedział Jormundus. — Ale nie zamierzam udawać, że
potrafię to wyjaśnić.
Nie
mogłem pojąć jak doszło do tego, że tak łatwo daliśmy się wykiwać.
—
Kurwa mać! — zakląłem, uderzając pięścią w pulpit.
Jovan
syknął ze złością, lękając się, że zrujnuję jego latające dziecko, to znaczy
mój statek. Ja natomiast miałam ochotę uderzyć raz jeszcze, tym razem sobie w
łeb. Zacisnąłem zęby tak mocno, że sam byłem zaskoczony, że ich sobie nie
połamałem.
—
Jak? — odezwał się za moimi plecami stary Jormundus. Nawet na niego nie
spojrzałem, wciąż pławiąc się w złości na samego siebie. Czego nie
dopilnowałem? O czym zapomniałem? Wydawało mi się, że wszystko zaplanowałem w
najmniejszych szczegółach, ale ci przeklęci po tysiąckroć heretycy i tak
znaleźli jakąś lukę. — Jak do tego doszło?
—
Wiedzieli — powiedziała krótko Elsy. — Skądś wiedzieli. Musieli nas rozgryźć.
Albo włamali się na nasze kanały.
—
A jaką mamy pewność, że ich wiedźmy po prostu nie wtargnęły niepostrzeżenie do
naszych umysłów? — zapytał Jovan. Słyszałem w jego głosie nutę paniki, która
nic a nic mnie nie zaskoczyła. Panicznie bał się wiedźm. — Te cholerne,
zawszone…
—
Uspokój się — fuknęła na niego Elsy. — Myślisz, że o to nie zadbałam?
—
Ale jakimś cudem się dowiedzieli — odezwał się Rigel. Młody astropata jak
zwykle stanął murem za Jovanem, nawet jeśli nie miał tyle śmiałości i odwagi,
by wykrzykiwać wszystkim w twarz swoje poglądy.
—
To jest jedna rzecz — zgodził się Jormundus. — Ale ja mam lepsze pytanie,
dzieciaczki. Jak oni uciekli? Cała orbita jest obstawiona w satelity. Żaden ich
nie wykrył.
—
Może nie uciekli — podsunął Rigel. — Może wciąż są na planecie?
—
Nie, byli na radarze, a potem nagle zniknęli — powiedziała krótko Elsy.
—
Akurat ty, wiedźmo, powinnaś najlepiej wiedzieć, że taki sprzęt da się oszukać —
odezwał się uszczypliwie Jovan. Zmrużył szare oczy i nerwowym ruchem ręki
zmierzwił jasne włosy. Wpatrywał się w stojącą za moimi plecami Elsy z
zaciętością, jakby rzucając jej wyzwanie.
—
Nie taki — odpowiedziałem mu krótko. — Valar to jeden z najbardziej
rozwiniętych światów tego sektora. Nie wierzę, że parszywi heretycy mogliby
jakkolwiek oszukać ich czujniki.
—
Czy to nie ty, szefie, w kółko powtarzasz, że najgorszym co możemy zrobić, jest
niedocenianie wroga? — zapytał złośliwe Jovan. — A sam to teraz co robisz?
—
Aktualnie to biczuję się mentalnie za to, jaki ze mnie idiota.
—
Nie mogliśmy tego przewidzieć — powiedział Jormundus. Poczułem na ramieniu jego
wielką łapę, ale wcale nie zrobiło mi się od tego lepiej. — Tak samo jak nie
mogliśmy przypuszczać, gdzie uderzą.
—
A czego oni właściwie szukali? — zapytał Rigel, drapiąc się po łysej czaszce.
Przez chwilę dłubał chudym palcem w jednym w zamontowanych w jego głowie
gniazd, ale zaraz parsknął i tego poniechał. — Wybaczcie, ale przespałem całą
tę zadymę.
Nie
dziwiło mnie to, szczególnie po tym jak dużo czasu zajęło mu poprowadzenie tu
statku przez Osnowę.
—
Orżnęli bibliotekę w Juno — odpowiedział mu Jovan. Wyciągnął się na swoim
fotelu pilota i ułożył nogi na pulpicie. — I to z książek, rozumiesz?
—
Idioci — burknął Jormundus. Uniosłem głowę i na niego spojrzałem. Był wielki w
każdym tego słowa znaczeniu. Wysoki, zarośnięty bujną brodą, którą z lubością
zaplatał sobie w warkoczyki, choć liczył sobie bez mała sto lat, to wszelkie
zabiego przedłużające życie odniosły u niego jak najlepsze skutki — był
potężnie zbudowany i choć ja sam byłem wysoki, bo mierzyłem sobie trochę ponad
sześć stóp, to on i tak przerastał mnie prawie o głowę. Gdy na jego twarzy
malowała się surowość taka jak teraz, to czułem jak jak gówniarz, a nie
szanowany Lord Inkwizytor z Odro Xenos, Łowców Obcych. — W Juno znajdowały się
prastare mapy Galaktyki. Skontaktujcie się z nimi a gwarantuję, to usłyszycie,
że to właśnie je zwinęli.
—
Mam pytanie — wtrącił niecierpliwie Jovan. — Wyjaśni mi ktoś łaskawie, dlaczego
nie zajmuje się tym Ordo Hereticus? Albo Malleus, skoro mają wiedźmy? Zdawało
mi się, że jesteśmy Łowcami Obcych, a nie heretyków.
—
Obowiązek wobec Imperatora… — zaczęła Elsy, ale przerwałem jej ruchem ręki.
—
Jormundusie, powiedz im.
—
Te mapy i zwoje były eldarskie — powiedział krótko. — Zatem jak widzisz,
chłopcze, to jednak robota dla nas. Ani się obejrzysz, a okaże się, że
współpracują z nimi te ostrouche gnidy.
—
Zdawało mi się, że przepadasz za eldarami — zasugerował złośliwe Jovan.
Jormundus tylko na te słowa poczerwieniał.
—
To, że uważam ich za interesujących nie znaczy, że za nimi przepadam —
oświadczył z godnością. — A wynika z tego tyle dobrego, że przynajmniej ja
jako chyba jedyny pośród całej tej hałastry mam o nich jakiekolwiek głębsze
pojęcie. Łowcy Obcych od siedmiu boleści, też mi coś — parsknął pogardliwie. —
Może Arjanowi oddam honory, ale twoja wiedza, chłopcze, i tak pozostawia wiele
do życzenia.
—
Dzięki za opinię — mruknąłem zgryźliwie.
Poczułem
na ramieniu dłoń Elsy i to było dość, by humor poprawił mi się choć odrobinę.
Podniosłem głowę i spojrzałem w jej gorejące, siarkowożółte oczy. Drobną, bladą
rączką zmierzwiła mi włosy, a potem odgarnęła z twarzy swoje, długie,
błyszczące i ogniście rude. Za każdym razem, gdy na nią spoglądałem, odnosiłem wrażenie,
że nic piękniejszego nie może już chodzić po świecie, a ten zachwyt trwał mimo
tego, że byliśmy ze sobą już prawie dziesięć lat.
Uśmiechnęła
się, ale ja choćbym chciał, to nie mogłem jej odpowiedzieć tym samym.
—
Skąd mogliśmy wiedzieć, że chodzi im o eldarskie księgi?
Nie
mogliśmy, to prawda, ale mimo wszystko poczucie porażki mnie przytłaczało.
Kiedy przed paroma tygodniami po raz pierwszy wpadliśmy na ich ślad, wydawało
mi się, że ci heretycy to niezorganizowana grupa, w spontaniczny sposób oddająca
cześć jednemu z odrażających bóstw Chaosu. Trochę podsłuchaliśmy, trochę
wywiedzieli się moi szpiedzy i udało nam się zastawić na nich pułapkę na
Valarze. Myślałem, że to będzie proste. Myślałem, że przewidziałem wszystko.
Już sobie wyobrażałem, jak będą o mnie mówić: że traktuję swoją służbę tak
poważnie, że praca w obrębie własnego Ordo już mi nie wystarcza. Chciałem się
wykazać, a poniosłem sromotną porażkę, na myśl o której wprost paliłem się ze
wstydu, nawet sam przed sobą. Lord Inkwizytor Arjan Leuven, gotów ścigać nie
tylko obcych, ale i heretyków, tak mieli o mnie mówić, a tak zasłużyłem co
najwyżej na to, by mnie wyśmiali. Teraz, kiedy daliśmy się heretykom tak
wyprowadzić w pole, zaczynałem wątpić, czy naprawdę byłem w swojej robocie tak
dobry, jak mi się zdawało. Wcale nie byłem już taki młody, a czułem, że
zrobiłem taką głupotę, jakbym wciąż był tylko gówniarzem na naukach u starego
Inkwizytora Merasa.
Szybko
odepchnąłem od siebie myśl o dawnym mistrzu wiedząc, że jeśli pozwolę sobie
pomyśleć o nim choć przez chwilę, to wścieknę się jeszcze bardziej.
—
No to co robimy? — zapytał Rigel, spoglądając po kolei po wszystkich. — Chyba
nie damy im tak po prostu uciec, nie, szefie?
Parsknąłem
pogardliwie.
—
Pewnie, że nie — zgodziłem się. — Jormundusie, dasz radę skontaktować się z
kimś z powierzchni i poprosić o hologramy z biblioteki? O ile oczywiście
jakiekolwiek się zachowały. Trzeba by też przesłuchać świadków. Zależnie od
tego, co zobaczymy i usłyszymy, zastanowię się, czy jest sens schodzić na powierzchnię.
—
Da się zrobić, chłopcze. — Jormundus skinął głową. — I nie wiń się za mocno.
Wychodzi na to, że to będzie grubsza sprawa.
To
akurat po tej porażce bardziej mnie martwiło, niż pocieszało. Już po chwili
zresztą Jovan wypowiedział na głos to, co mnie chodziło po głowie.
—
Wiecie co — zaczął, marszcząc brwi. — Tak sobie myślę, że jeśli to są heretycy,
i jeśli eldarzy mają z tym cokolwiek wspólnego…
—
To muszą to być pomyleńcy z Commoragh — dokończył spokojnie Rigel. — Też o tym
pomyślałem.
Elsy
poruszyła się niespokojnie, a ja ścisnąłem jej dłoń.
Tak
jak wszystkie brudne rasy zamieszkujące Galaktykę były równie odrażające, tak
Mroczni Eldarzy z Commoragh w mojej osobistej opinii zdołali wzbić się na
wyżyny obrzydliwości. Dla nikogo, kto przeszedł choćby szczątkowe szkolenie z
zakresu wiedzy o obcych nie było tajemnicą, że byli oni chyba najokrutniejszą
rasą zamieszkującą Drogę Mleczną. Wprawdzie sam na własne oczy nigdy nie
widziałem żadnej z ich ofiar (co nie było wcale takie dziwne, bo na ogół niewiele
z nich zostawało), ale słyszałem wiele opowieści o tym, jak to ich mistrzowie
tortur opanowali tę sztukę w stopniu pozwalającym na usunięcie z ciała
nieszczęśnika wszystkich niemal kości w taki sposób, by jeszcze żył. Wydawało
mi się, że byłem odporny na tego rodzaju historie, ale za każdym razem, gdy
słyszałem coś o istotach z Commoragh po moim ciele przechodził nieprzyjemny
dreszcz. Czynili to nie tylko ku swojej własnej uciesze, choć i ona była
znaczącym powodem, ale przede wszystkim w imię posłania w ręce jednego z bogów
Chaosu, Slaanesha, czy też Mrocznego Księcia, jak go nazywali, jak najwięcej
eldarskich dusz. Tych akurat nie było mi żal — sami przed tysiącami lat
sprowadzili na świat swojego boga, czyniąc rzeczy tak odrażające, że Osnowa
zrodziła z nich boga Chaosu i moim zdaniem akurat oni zasługiwali na to, by
skończyć w rękach swojego własnego dziecka. Niemniej jednak, tak jak Mroczni
Eldarzy czcili Slaanesha, ochoczo składając mu ofiary, tak ich kuzyni ze
Światostatków, mający się za prawowitych władców Galaktyki z równie wielkim
zapałem zwalczali wszelkie przejawy oddawania czci bluźnierczemu bogu i oni
właśnie najczęściej zostawali jego ofiarami.
Musiałem
sam przed sobą przyznać, że miałem nadzieję, chodziło jednak o eldarów ze
Światostatków, ale nie łudziłem się. Wiele złego można było o tych ostrouchych
bestiach powiedzieć, ale z całą pewnością nie to, że wsparliby heretyków.
—
Okaże się — powiedziałem tylko, ucinając temat.
Jovan
natomiast zupełnie stracił mną zainteresowanie i przyjrzał się czemuś na
pulpicie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że spogląda na radar.
—
Szefie — odezwał się. — Czy to możliwe, żebyśmy mieli pasażera na gapę?
Uniosłem
wysoko brwi.
—
Nie wchodzi w rachubę — powiedziałem. — Zresztą, przez tyle tygodni podróży na
pewno byśmy zauważyli, nawet gdyby ktokolwiek jakimś cudem zdołał obejść
zabezpieczenia. Ten twój śmieć do niczego się nie nadaje, już dziś widzieliśmy
jego pokaz — burknąłem. Kiedy Jovan milczał, dodałem: — A co?
—
Coś się rusza nad nami, na drugim mostku.
Podniosłem
się i popatrzyłem mu przez ramię na ekran. Miał rację. Czujnik wyraźnie
pokazywał ruch.
—
Kiedy się pojawiło? — zapytałem. Natychmiast poczułem, jak robię się jeszcze
bardziej spięty. Najpierw heretycy znikają bez śladu, po prostu znikają. Teraz
coś — albo ktoś — pojawia się nagle i zupełnie bez powodu, w absolutnie
niemożliwy sposób, na moim statku. Nic a nic mi się to wszystko nie podobało.
—
Przed chwilą — powiedział pilot. — Szefie, nie bierz mnie za idiotę, ale jaka
jest szansa, że oni mogą się teleportować?
—
W zasadzie to nie jest takie głupie — odezwał się Jormundus. — Eldarzy mają
Portale Aspektu, to takie jakby transmitery, dzięki którym mogą przemieszczać
się w Osnowie szybciej niż my, właściwie mogą sobie przechodzić z miejsca na miejsce, ale…
—
Jormundusie, czy ja ci wyglądam na kogoś, kto trzyma na pokładzie jakiś
eldarski teleporter? — zapytałem ze złością. — To nie jest coś, co da się
przeoczyć.
Tak
było w rzeczy samej. Zresztą, te ich Portale Aspektu musiały być budowane przez ichnie
wiedźmy — budowniczych, nazywanych ładnie Piewcami Upiorytu. To nie było coś, co dało
się łatwo skonstruować albo niepostrzeżenie wnieść na pokład statku.
—
No to trzeba to sprawdzić — powiedział krótko Rigel.
—
Chłopcy, zostańcie tutaj — powiedziałem do Rigela i Jovana. — Elsy,
Jormundusie, chodźmy.
Posłusznie
udali się za mną najpierw na korytarz, a potem na schody prowadzące na wyższy
poziom. Znajdował się tam wyłącznie drugi mostek: miejsce, którego wszyscy
szczególnie unikali podczas tranzytu przez Osnowę, lękając się tego, co mogliby
ujrzeć za przeźroczystymi panelami, wychodzącymi na pustą przestrzeń.
—
Zamknięte — powiedziałem ze zdziwieniem, gdy odczytałem runy na wyświetlaczu
przy wejściu.
—
No i co?
—
Od zewnątrz.
Elsy
i Jormundus popatrzyli na siebie ze zdziwieniem, a ja położyłem dłoń na
rękojeści mojego energetycznego ostrza. Wolałem mieć broń w pogotowiu,
cokolwiek za tymi drzwiami się czaiło.
—
Gdzie to coś stoi? — zapytała Elsy. Pojąłem, że przez komunikator pyta o to
Jovana.
—
Daleko od was, przed samym panelem — odpowiedział głos w głośniczku. — Już się
nie rusza, ale radar wciąż to wykrywa.
Lewą
ręką wstukałem kod i odsunąłem się, niepewny czy odczyty nie zostały w jakiś
sposób sfałszowane.
Drzwi
otworzyły się, ale nie stało się nic z rzeczy, których podświadomie się
spodziewałem. Sam nie wiedziałem, byłem gotów na to, że jakaś bestia rzuci się
na mnie, zaatakuje, że ktoś rzuci we mnie granatem plazmowym albo czymkolwiek,
ale nic podobnego nie zaszło. Natychmiast jednak ujrzałem intruza.
Stał,
jak powiedział Jovan, tuż przed najdalszym panelem, odwrócony do nas plecami,
wysoki i smukły, odziany w czarny, sięgający kostek płaszcz, spod którego
wystawały tylko buty w tym samym kolorze. Zarówno po zarysie sylwetki, jak i
długich, rudozłotych włosach zaplecionych w gruby warkocz zorientowałem się, że
to kobieta, choć bardzo wysoka, na moje oko niemal równa mi wzrostem. Nad jej
głową malowały się imponujące, jakby żłobione w drobne wzory rogi.
W
pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś demon przypełzł z Osnowy, ale szybko
odrzuciłem od siebie tę myśl, bo gdyby tak było, to z całą pewnością już byśmy
nie żyli.
—
Kim jesteś? — zapytałem.
Wszedłem
na mostek, a Jormundus i Elsy za mną. W ręku trzymałem energetyczne ostrze.
Intruz, wciąż stojąc tyłem, odwrócił głowę w naszą stronę tak, że widziałem
jego profil. Nagle przeraziła mnie biel jego twarzy, a dopiero po chwili
pojąłem, że nosił maskę, bardzo androgeniczną, przypominającą raczej twarz
mężczyzny niż kobiety. Zawahałem się, nie będąc już taki pewny jakiej płci był
stojący przed nami osobnik, choć tak jak płeć pozostawała dla mnie tajemnicą,
tak jasnym stało się, z kim mam do czynienia. To był Eldar, a dokładniej
eldarski Arlekin, jeden z ich najbardziej zabójczych wojowników.
To
wiele wyjaśniało. Uczyli mnie, że Arlekini jako jedyne istoty pośród nie tylko Eldarów, ale i wszystkich stworzeń zamieszkujących Galaktykę posiedli zdolność
wkraczania w Osnowę samą tylko siłą woli. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale
jeśli to faktycznie była prawda, to jasnym stało się, jak ten ktoś pojawił się
na moim statku. Tyle tylko, że równie oczywistym było teraz dla mnie to, że Eldarzy faktycznie mieli coś wspólnego z heretykami. Nie znajdowałem żadnego
innego powodu ku temu, by pojawił się tu tak skuteczny zabójca, jak tylko to,
by się nas pozbyć.
—
Gościem — odpowiedział wzorowym wysokim gotykiem Arlekin. Głos miał
zniekształcony przez rogatą maskę i wciąż ciężko było mi określić, czy należał
on do kobiety, czy mężczyzny. — Nie wydaje mi się, by było uprzejmym witać
gości z mieczem w ręku, zatem proszę was o odłożenie broni.
—
Bezczelny, ostrouchy… — wycedziła Elsy.
Uniosła dłoń, a powietrze dookoła nas zadrżało i zrobiło się zimne, kiedy użyła
swoich psionicznych mocy. Na jej twarzy malowało się zacięcie, które jednak
zaraz spłynęło jej z twarzy, ustępując miejsca zdziwieniu.
—
Nie działa — wyszeptała. — Moja moc nie działa…
—
Oczywiście — odpowiedział jej Arlekin.
Odwrócił
się w naszą stronę i teraz już w całej okazałości widziałem w nim Arlekina.
Choć płaszcz nosił czarny, holokostium pod nim miał pstrokaty — połowicznie
wykonany z tego samego materiału, co płaszcz, natomiast jedną nogawkę — lewą — i
rękaw — prawy miał kolorowy, w czerwono— niebieski wzór przypominający mi
raczej kostiumy cyrkowców niż odzienie wojownika. Tego obrazu dopełniał tylko
szeroki, czarny pas z przytwierdzonym do niego błękitnym kryształem. Nie dałem
się jednak zwieść temu na pozór śmiesznemu wyglądowi. Arlekini słynęli ze
swojej skuteczności. Podobno potrafili się poruszać tak szybko, że ludzkie oko
miało duże kłopoty z zauważeniem tego ruchu. Póki co jednak Eldar ani drgnął.
Jormundus
złapał Elsy za ramię.
—
To Soliter — powiedział jej po cichu i poważnie. Ku swojemu zaskoczeni,
usłyszałem w jego głosie pewną fascynację. — Na nich twoja moc nie działa, bo…
—
Ponieważ nie mamy duszy — dokończył za niego Eldar. — Nie masz nade mną żadnej
władzy, ludzka kobieto. Odejdź.
Eldar
uniósł rękę, a Elsy poleciała w tył, jednak nie tak, by zrobić sobie krzywdę, a
zaraz za nią zamknęły się drzwi, choć nie uczyniłem nic, co mogłoby to
spowodować. Nie pojmowałem, do czego Eldar zmierza, natomiast tym, co zajęło
moje myśli, był fakt, że nie mając duszy posłużył się psionicznymi
zdolnościami.
Wyczytał
to pytanie na mojej twarzy, bo spod maski dobiegł mnie cichy śmiech, a potem
słowa:
—
Nas, Aeldari, nie dotyczą ludzkie
ograniczenia — powiedział powoli Soliter. — Wasi Nietknięci wraz ze swą duszą
tracą psioniczną moc. Aeldari to nie
dotyczy.
—
Czego chcesz? — zapytałem. Nerwowo zaciskałem rękę na rękojeści miecza
energetycznego, choć wiedziałem, że nijak nie ochroni mnie on przed eldarskim psionikiem.
—
Nie przychodzę tu, by was skrzywdzić — odpowiedział.
—
Nie zgłupiałem jeszcze do reszty, by ufać eldarskiemu ścierwu — wycedziłem
przez zęby. Ku mojemu zdziwieniu, Eldar roześmiał się.
—
Jeśli chcesz, możemy zawalczyć, skoro to ma oczyścić twoje sumienie —
powiedział. Szczupłą dłonią sięgnął po ukryty pod płaszczem miecz z bladego,
przypominającego kość upiorytu.
Zirytowało
mnie to stwierdzenie, podobnie jak jego pogardliwy ton. Wiedziałem, że chce ze
mnie zakpić, ale, na Złoty Tron, było nieco prawdy w tym, co powiedział.
Musiałem choć postarać się zachować honor, nawet jeśli wiedziałem, że nie będąc
psionikiem nie mam właściwie szans z eldarską wiedźmą.
—
Arjan… — zaczął Jormundus.
—
Cicho — warknąłem. Złapałem pewniej rękojeść miecza i ruszyłem w stronę Eldara.
Jego maska śmiała się do mnie. Arlekin tylko stał i czekał.
Uchylił
się przed moim ciosem tak szybko, że ujrzałem dosłownie kolorową plamę
rozmazaną przed moimi oczyma. Holokostium zamigotał i niemal mnie oślepił,
dokładnie tak, jak mnie uczono. Odwróciłem się i ciąłem na oślep, ale moje
ostrze przecięło powietrze. Do moich uszu dotarł śmiech, który tylko bardziej
mnie rozsierdził.
Eldar
stał o parę kroków dalej, bliżej Jormundusa. Z otworów maski wyzierały na mnie
jasne oczy o niewiadomym kolorze pośrednim między bardzo jasną zielenią a szarością. Źrenice
odbijały światło niczym kocie i było w nich coś obrzydliwie nieludzkiego.
— Nie zamierzam cię skrzywdzić, Inkwizytorze —
powiedział Eldar.
—
To zupełnie przeciwnie niż ja ciebie — odpowiedziałem, choć liczyłem się z tym,
ze to czcza groźba. Eldar też tak uważał, bo westchnął ze zniecierpliwieniem.
Natarłem
na niego, a on ani drgnął. Zacząłem się już zastanawiać, czy na pewno ma dobrze
w głowie, bo wciąż stał w miejscu, gdy unosiłem miecz oraz gdy w niego
wymierzyłem. Przez krótką chwilę pomyślałem, że pozwoli mi się zranić, ale ta
nadzieja szybko prysnęła. Gdy ostrze znalazło się o mniej niż cal od niego, on
po prostu zniknął. Rozejrzałem się, zdezorientowany, ale nigdy go nie
dostrzegłem.
Dokładnie
w tym momencie poczułem, jak ktoś kopie mnie w tyłek. Dosłownie.
Runąłem
na ziemię jak długi, wyciągając przed siebie ręce, by nie pociąć się własnym
mieczem. Miał siłę, choć nie wyglądał. Czułem się upokorzony i żałosny.
Chciałem
się podnieść, ale dokładnie w tym momencie poczułem na swoim karku but, który
docisnął mnie do ziemi.
—
Dość? — zapytał mnie uprzejmie Eldar.
—
Jak to zrobiłeś, wiedźmo? — wycedziłem, choć przypuszczalnie znałem odpowiedź.
—
Osnowa stoi dla mnie otworem — odpowiedział tylko. — I jestem kobietą, mon-keigh — dodała pogardliwie.
A
zatem pierwsze wrażenie mnie nie zmyliło. Eldarscy mężczyźni byli tak samo
smukli i wiotcy jak ich kobiety i doprawdy ciężko było się nie pomylić.
—
Dość? — zapytała mnie raz jeszcze.
Ale
ja nie miałem dość i nie zamierzałem się poddać. Tak szybko, jak tylko było
mnie na to stać, złapałem ją za chudą kostkę i szarpnąłem jej nogę. Poleciała
całym swoim ciężarem najpierw prosto na mnie, wbijając mi kościste kolana w
plecy, a potem przejechała maską po ziemi. Uśmiechnąłem się triumfalnie na
widok zarysowań na jej białej powierzchni. Być może nie byłem w stanie zadać
jej prawdziwych ran, ale to dało mi satysfakcję.
Pojmowałem,
oczywiście, że nie zamierzała nikogo skrzywdzić. Gdyby zechciała, wszyscy
bylibyśmy już martwi. Niemniej jednak nie zamierzałem pozwolić jej postawić na
swoim i po prostu się poddać. Nie upadłem tak nisko, by wchodzić w porozumienia
z eldarskimi śmieciami.
Złapałem
miecz i spróbowałem ją ciąć, ale rozpłynęła się w powietrzu, nim zdążyłem zadać
cios.
W
chwilę później wskoczyła mi na plecy i ramieniem otoczyła szyję. Miała mocny
uścisk i aż brakło mi tchu.
—
Dość, mon-keigh? — zapytała,
przyciskając twarz do mojego policzka. Poczułem na skórze chłód jej maski.
—
Po moim trupie — wycedziłem. Złapałem ją mocno i gwałtownie się pochyliłem,
starając się zrzucić ją przez głowę na podłogę.
Poskutkowało.
Uderzyła w ziemię plecami i widziałem, jak na krótki moment zesztywniała z
bólu. Znów spróbowałem zadać jej cios, a ona znów zniknęła.
—
Tchórz! — zawołałem ze złością. — Jak wszyscy twoi bracia! Zamiast stanąć do
uczciwej walki, będziesz uciekać, ty…
Jej
łokieć wyłonił się z nicości i boleśnie celnie trafił mnie w szczękę. Poczułem
w ustach smak krwi. Podniosłem na nią oczy, ale ona już na mnie nie patrzyła.
Spojrzała na Jormundusa, który celował w nią z pistoletu laserowego.
Nie
wierzyłem w to, co ujrzałem, ale zdołała się uchylić przed pociskiem. Słyszałem
historie, że Soliterzy potrafią lawirować pomiędzy wiązkami lasera, ale zawsze
sądziłem, że były przesadzone. Myliłem się — nie były.
Jormundus
wpatrywał się w nią z takim samym niedowierzaniem, jak ja. Pojąłem, że mamy
duże kłopoty. Naprawdę bardzo duże kłopoty, bo na chwilę obecną nie byliśmy w
stanie się przed kimś takim bronić.
—
Dość — powiedziała wreszcie.
Głos
miała spokojny. Przez chwilę jeszcze patrzyła na Jormundusa, jakby chciała się
upewnić, czy więcej nie strzeli, a potem przysunęła spojrzenie na mnie i
wyciągnęła do mnie dłoń, by pomóc mi się podnieść po ciosie, który mi zadała.
Odtrąciłem ją, prychnąwszy pogardliwie.
—
Czego chcesz? — zapytałem raz jeszcze.
Do
moich nozdrzy dotarł dziwny, słodki zapach palonego cukru i dopiero po długiej
chwili zrozumiałem, że to ona tak pachniała. Jej ruchy były dziwne,
dostrzegałem w nich coś nieludzkiego: były zbyt płynne i eleganckie jak na
człowieka. Aż oczy bolały od patrzenia na nią.
Abominacja
i obraza Imperatora. Oto, co w niej widziałem.
—
Tego samego, czego ty chcesz, Inkwizytorze — powiedziała. — Zabić heretyków.
—
A co jacyś heretycy obchodzą takich, jak ty? — zapytałem.
—
Myślisz, że nie wiem, że zagarnęliście nasze księgi? — zapytała spokojnie. —
Nie jestem tak odważna, by w pojedynkę udać się na Imperialny świat nawet jeśli
w każdej chwili mogę zniknąć w Osnowie — powiedziała. — Niemniej jednak, skoro
ktoś inny już się tam pofatygował, chętnie odbiorę z ich rąk co nasze.
Heretyków mogę zostawić tobie, Inkwizytorze — powiedziała krótko. Potem
popatrzyła na Jormundusa. — Podejdź, człowieku. Nie chcę was skrzywdzić.
Jormundus
usłuchał jej i się zbliżył. Widziałem w jego czarnych niczym żuki oczach
niepewność, ale i pewną fascynację. Westchnąłem. Nie była dla mnie tajemnicą
jego fascynacja eldarami, nawet jeśli jej nie podzielałem. Wiedziałem, że będę
musiał go mieć na oku, inaczej ta eldarska wiedźma, czegokolwiek naprawdę
chciała, mogła z łatwością go zmanipulować.
—
I to wszystko tylko z powodu ksiąg? — zapytałem sceptycznie. — To jest dla
ciebie tyle warte, by spoufalać się z brudnymi mon-keigh?
Patrzyła
na mnie długo, a w jej dziwnych, jaśniejących ślepiach dostrzegałem tylko
spokój.
—
Czuję się zniesmaczona tym, jak mało o nas wiesz, a do jak śmiałych osądów się
posuwasz, mon-keigh — powiedziała
wreszcie. — Nasze dziedzictwo jest dla nas śmiertelnie ważne, a moim
obowiązkiem jest odzyskać to, co skradzione, i zwrócić to tam, gdzie jego
miejsce.
—
Do Czarnej Biblioteki — powiedział cicho Jormundus.
—
Do Czarnej Biblioteki — potwierdziła Eldarka.
Słyszałem
trochę o Czarnej Bibliotece — był to Światostatek ukryty gdzieś głęboko w
Osnowie, skrywający wszelką wiedzę, jaką Eldarzy kiedykolwiek zgromadzili, w
tym obszerne kompendium na temat zakazanych spraw Chaosu. Nikt nie miał do niej
dostępu, poza Soliterami i członkami Czarnej Rady, czyli najwyższych
Arcyproroków ze wszystkich Światostatków.
—
Te skradzione księgi są tak ważne? — zapytałem sceptycznie.
Eldarka
długo na mnie patrzyła, nim się odezwała.
—
Nie masz pojęcia, w co się wmieszałeś, prawda? — zapytała mnie z pewnym
politowaniem.
—
Konkrety, Eldarko — powiedziałem niecierpliwie. — Konkrety.
—
Mam na imię Iserith — wypaliła niemal ze złością. — Nie widzę powodu, byś miał
nazywać mnie „Eldarką”.
—
Iserith — powtórzył Jormundus. Widziałem, że przepadł. Widziałem, że pokusa
poznania eldarskich tajemnic jest dla niego zbyt wielka. — Ja się nazywam
Jormundus, a ten dzieciak…
—
Arjan Leuven — przerwałem mu niecierpliwie. — Lord Inkwizytor — dodałem, żeby
nie miała wątpliwości. Nie sprawiała jednak wrażenia, jakby ten tytuł zrobił na
niej wrażenie. Może czuła się dostatecznie pewnie, by jej to nie obchodziło, a
może po prostu nie rozumiała, z kim ma do czynienia, ciężko było mi zdecydować.
—
Ładne imię — powiedziała, a ja aż poczerwieniałem ze złości, biorąc to za
kpinę.
—
Do rzeczy — powiedziałem z naciskiem.
—
Nie wiem, co czego zmierzają — powiedziała więc — ale jasnym jest dla mnie, że
poszukują dawnych eldarskich artefaktów. Wiem, że chcą odnaleźć pewną kulę.
Mapę, która poprowadzi ich do tego, co pragną zdobyć.
—
Rozumiem — powiedziałem krótko i chłodno. Zatknąłem wreszcie za pas miecz
energetyczny i lewą ręką zmierzwiłem swoje czarne włosy. Poparzyłem na nią
poważnie. — Zatem dlaczego ich nie powstrzymasz? — zapytałem.
—
Jak wam uciekli? — odpowiedziała pytaniem tak, jakby mojego zupełnie nie
słyszała. Znów się rozzłościłem. Przeklęte, eldarskie ścierwo.
—
Zniknęli z radarów — odpowiedział jej Jormundus. — Cholera wie gdzie ich
wcięło.
—
Ja wiem — powiedziała krótko Iserith. — Mieli pomoc.
—
Twoją? — zakpiłem.
—
Nie.
—
Zatem twoich braci?
—
Ci z Commoragh nie są moimi braćmi — powiedziała krótko i oschle. — Ale znam
kogoś, kto im pomógł.
—
Zatem czemu go nie ścigasz? — zapytałem.
—
Bo jestem wobec niego bezsilna — powiedziała z prostotą.
Jormundus
zmarszczył brwi.
—
Daruj, dziecino, ale po tym, co tu odstawiłaś…
—
Jest Nietknięty — powiedziała krótko. — I bardzo potężny.
—
Eldarzy nie mają Nietkniętych — powiedziałem.
Czasami
człowiek miał pecha i rodził się bez duszy. Nie miał psionicznych zdolności,
podobnie jak żadne czary na niego nie działały. Dostatecznie potężny mógł
odbierać psionikom moc w promieniu wielu mil. Mówiło się, że czasami sam dotyk
Nietkniętego mógł sprawić, że wiedźma postrada zmysły, a nawet życie. Tacy ludzie stanowili doskonałą broń przeciw wiedźmom, choć oczywiście tylko tak długo, jak nie dosięgnął ich pocisk z boltera.
—
Nie mają — powiedziała powoli. — Ale on jest Nietkniętym.
Niczego
mi to nie wyjaśniło, ale pojąłem, że nie zamierza powiedzieć nic więcej, a ja
nie miałem sił, by to z niej wyciągnąć.
—
No dobrze — powiedziałem powoli. — Zatem Nietknięty. Niech będzie. Czyli
potrzebujesz pomocy. A skąd pomysł, że ja ci jej udzielę?
—
Postawisz wyżej dumę niż obowiązek, Inkwizytorze? — zapytała mnie niemal
uprzejmie i to poruszyło we mnie pewną strunę. — Jeśli pomagają im spiskowcy z
Commoragh, to sami sobie nie poradzicie. Ale ja mogę wam pomóc, tak jak wy
możecie pomóc mnie.
Mogłem
czuć do niej odrazę i wstręt, tak właśnie zresztą było, jednak nie mogłem
odmówić jej racji. Nigdy nie postawiłbym własnej dumy ponad obowiązkiem wobec
Imperatora, jakim wiązał mnie mój urząd.
—
Myślałem, że wasi bracia z Commoragh
lękają się Slaanesha — powiedział Jormundus.
Eldarka
aż syknęła, słysząc to. Bardzo przypominała mi w tym prychającą ze złości
kotkę.
—
Nie wymawiaj imienia Tej, Która Pragnie — powiedziała. Przewróciłem na to
oczami, ale zupełnie mnie zignorowała. — Lękają się jej, to prawda. Uważam, że
próbują ich zwieść i zagarnąć te tajemnice dla siebie. A skoro tak im zależy,
to muszę ich powstrzymać. Nie wolno im zagarnąć dziedzictwa moich przodków.
—
Tych samych, którzy sprowadzili na świat Slaanesha, czy też tych późniejszych,
którym wciąż zdaje się, że mają prawa do panowania nad Galaktyką? — zapytałem
ją pogardliwie.
Z
jej gardła wydobyło się ciche, ostrzegawcze warknięcie. Bardzo przypominała mi
zwierzę w pewnych zachowaniach. Spodziewałem się, gdyby nie miała maski, ujrzeć
wyszczerzone, ostre zęby.
—
Daj spokój, chłopcze — powiedział mi Jormundus. Cholerny fanatyk. Był
wspaniałym przyjacielem i wiernym członkiem zespołu, ale w swoich
zainteresowaniach za grosz nie miał poczucia przyzwoitości. Czułem, że on już
zdecydował się jej pomóc. Na Złoty Tron, dlaczego to musiało spotkać mnie?
A
może, pomyślałem, może to była szansa na to, by jednak tych heretyków dopaść.
Zależnie od tego, o co im właściwie idzie, mogłem zagarnąć też eldarskie
księgi. Wiedziałem, że ta wiedźma rozszarpałaby mnie za to gołymi rękoma, ale
nikt nie powiedział, że dam jej ku temu okazję. Mógłbym dorwać księgi, a być
może nawet i ją. Nie byłem tak nawiedzony, by odrzucić pomocną dłoń, jeśli
mogła być przydatna, ale moje przyjazne zamiary były tymczasowe. Wiedziałem,
gdzie moje miejsce i wiedziałem, gdzie jej miejsce. Moim obowiązkiem było ją
zabić. Być może jeszcze nie teraz.
Długo
na nią patrzyłem, nim zdecydowałem się jej odpowiedzieć, a mimo to i tak
czułem, że wolałbym odgryźć sobie język, niż się na to zgodzić.
—
Dobrze — powiedziałem. — Niech ci będzie. Ale licz się z tym, że moje zamiary
są przyjazne tak długo, jak jesteś przydatna, wiedźmo.
Rozbawione
westchnienie, które dobiegło mnie zza jej demonicznej maski sprawiło, że krew
zawrzała mi w żyłach ze złości.
Jestem! Nie ma to jak położyć się "na chwilkę" o dwudziestej i obudzić się o czwartej nad ranem...
OdpowiedzUsuńCzytając za pierwszym razem, miałam nie mały problem z połapaniem się kto kim jest. Na szczęście został zniwelowany podczas drugiego podejścia, ale chyba wszystkich imion nie dam rady wymienić (co za nowość). Był Jovan, pilot albo jakiś specjalista od radia, albo to i to, był Rigel, który wydał mi się przydupasem tego pierwszego i jednocześnie jakimś młodzikiem (to chyba przez to, że ma problemy z wygłaszaniem swojej opinii), był Jormund... jakoś tak. W każdym razie odróżniam go od Jovana, bo - tutaj gratuluję - wszyscy w tej załodze są charaktarystyczni. Jor (tego członu imienia jestem pewna xD) to interesujący dziadek z nieodpowiednia jak na członka Imperium fascynacją na punkcie Eldarów, no i ten jego szczególny sposób, jakim zwraca się do reszty (dzieciaczki, chłopcze), bardzo mi się podoba :D.
Wracając do imion. Elsy? No i Arjan - kocham to imię! Miałam bzika na punkcie Arjana z wiedźmińskiej gierki, ale ten twój ani trochę nie przypomina tego narwańca xD.
Mam dylemat jeśli chodzi o relacje Eldarki (niestety potrzebuję więcej czasu na wkucię jej godności), Arjana i Elsy. Zwykle w takim sytuacjach dochodzi w końcu do jakiś romantycznych wątków i osobiście jestem i za, i przeciw. Elsy i Arjan jako małżeństwo wydają mi się zgodni, a wątek trójkąta jest nieco sztampowy. Z drugiej jednak strony buntujący się Arjan, kiedy żona pozostaje wierna ideałom, brzmi zajebiście. Jak teraz to czytam, to może za bardzo mnie wodze fantazji poniosły i nic podobnego nie będzie miało miejsca, ale pokombinować zawsze można :D.
Zastanawia mnie, czy ci Mroczni Eldarzy w istocie są tacy okrutni czy to tylko kolejna sieczka, którą Arjan dostał w prezencie od Imperium? Nie mniej sama wizja pozbawiania delikwenta kości aż mnie zmroziła i jeśli coś podobnego będzie miało miejsce to ulala, liczę na mocny opis wrażeń z tej przejażdżki!
Kolejna rzecz, która mnie nurtuje to wszelkie te bajeranckie energetyczne miecze, granaty plazmowe - nie mam zielonego pojęcia jak to działa i chyba naprawdę będę musiała odpalić starego Dark Crusade'a, i pomęczyć troszku Eldarów :D.
Tak samo jak wyżej, nie wiem, kim jest atropata .___. Jestem ziemniakiem do kwadratu. Ale i tak najbardziej nurtuje mnie, co oznacza to "mom-keigh"? To coś obraźliwego, pogardliwego czy czysto neutralny zwrot do ludzi? Umieram z ciekawości.
Nawet mnie doedukowałaś - "wywiedzieć się", zapisuję w swoim słowniku, ha. Dodam również, że określienie "obrzydliwie nieludzkie" trafiły do mnie jak cholera. Będę o tym trąbić często i gęsto.
UsuńNajlepszym momentem całego rozdziału jest fragment, w którym Arjan słyszy od Ise (jak w przypadku Jora, na razie będę posługiwać się skrótem), że ma ŁADNE IMIĘ! NO KISNĘ, to mnie tak rozbawiło. Zacny komentarzy, naprawdę.
Sama scena walki początkowo była świetna, energiczna i łatwa w odbiorze, tylko pod koniec (zaraz przed kopniakiem) co nieco traci na dynamiczności. W tym krótkim fragmencie wsadziłaś troszkę za długie zdania i dodałaś "przez krótką chwilę", co trochę odbiera prędkości akcji. Bosz, jaka ziemniakowa ta opinia, nie wiem co się ze mną dzieje ostatnio - chcę napisać o wszystkim naraz, a koniec końców wychodzi jedno wielkie masło maślane, meeeh.
Teraz tak trochę z humorystycznej strony - zastanawiam się nad ubiorem Arjana. Z gier pamiętam, że ich pancerze były grube jak opony od traktora i wyglądali jak w nich jak parówki w bułkach :d. A ponadto - i tu jest nowy, a właściwie nowa, Voldermorta! Tylko kosmiczna!
Ogólnie uważam wstęp za bardzo dobry, od razu dajesz akcje (+niezły zwrot w środku rozdziału, kiedy już myślałam, że na nieudanej operacji w bibliotece się zakończy, a tu proszę). Opisy, zwłaszcza na początku, bardzo mi się podobały. Trafne komentarze Arjana i, powtórzę się, charakterystyczne postaci praktycznie w całości mnie kupiły :D.
Od strony technicznej czuję się w obywatelskim obowiązku napomknąć, że używasz pauz zamiast myślników, pisząc np. czerwono-niebieski albo, gdy dodajesz wtrącenie do wypowiedzi. I... nie wiem, czy to kwestia tego, że piszesz z puntu widzenia Arjana, ale niektóre zdania mają nieco męczącą budowę np. "Nie była dla mnie tajemnicą jego fascynacja eldarami, nawet jeśli jej nie podzielałem."
No i troszku biadolenia na deser:
"choć liczył sobie bez mała sto lat, to wszelkie zabiego przedłużające życie odniosły u niego jak najlepsze skutki" zabiegi*
"Gdy na jego twarzy malowała się surowość taka jak teraz, to czułem jak jak gówniarz," jak jak :D
"on po prostu zniknął. Rozejrzałem się, zdezorientowany, ale nigdy go nie dostrzegłem." nigdzie*
Ave Imperator!
Ja szanuję za samo to, że potrafiłaś wstać o tej 4 czy którejś tam XD Ja stanowczo jestem typem sowy, w nocy mogę siedzieć, byle tylko spać przynajmniej do 9 XD
UsuńTaaaa, czaje, no bo jednak rzuciłam na dzień dobry szóstkę bohaterów... To jest trochę, zresztą ba, ja, z moją wspaniałą pamięcią, totalnie to rozumiem XD Między innymi dlatego na ogół staram się nadawać postaciom krótkie i proste imiona, bo potem przypał i sama nie pamietam :D Btw tak było z Jormundusem - nie mogłam zapamiętać, więc zaczęłam kojarzyć, że JOR+ Mundur, tylko przez S na końcu XDDDDDDDDDDDDDD
Jovan to pilot, mechanik i specjalista od wszystkiego :D To pada w kolejnym rozdziale, tzn wyraźnie, że jest pilotem, w sumie powinno tu, moje niedopatrzenie. Co do Rigela masz absolutną rację, jest młodziutki i kumpluje się z Jovanem, tylko trochę ginie w jego cieniu. Jormundus jest super i ja go kocham całym sercem bo kosmiczne elfy robią mi życie tak samo jak jemu XD A co do tego jego wysławiania się, to on ma różne swoje kwiatki, chyba nie dalej jak w kolejnym rozdziale Jovan nie wytrzymuje i zaczyna rżeć na głos XD
Elsy, Elsy. I Arjan też mi się baaaardzo podoba! BTW, pamiętasz Eskila z prologu do Svei? W bardzo bardzo pierwotnych wersjach tych opek, tzn Svei jeszcze wtedy nie było, ale pisały się opka o Sadze i Eskilu powoli, podczas gdy to się rodziło, to panowie mieli się nazywać na odwrót, Inkwizytor miał być Eskilem, a Eskil Arjanem :D Ale uznałam, że Eskil jest bardziej NORSKIE i stąd zamiana :D BTW nie wiem o jakim wiedzminskim Arjanie mówisz, czy ja coś w grze ominęłam?
LOOOOOOOOOOOOOOOL JEJ IMIENIA TEŻ DŁUGO NIE MOGŁAM SIĘ NAUCZYĆ XD Znaczy Eldarki. I ogólnie mam trochę problemu z Eldarami, bo chcę, żeby mieli ELDARSKIE imiona, ale damn, one są takie trudne :< Do dziś zresztą nie wiem, czy arcyprorok, który pojawi się za trochę, ma na imię Isdael czy Isdeal XD
Ekhem, ponieważ to opko w żadnym razie nie ma być romansem, to myślę, że mogę more less powiedzieć, co i jak w tej kwestii będzie. Trójkąt miłosny - moim zdaniem - dobrze napisany jest do przetrawienia, ale tutaj mi to zupełnie nie leżało, no bo kurczę, pamiętajmy, że jednak jest ta granica rasowa, gdzie Eldarzy strasznie gardzą ludźmi (to fakt, nawet jeśli Iserith jest odszczepieńcem), ludzie Eldarami też gardzą (co Arjan wielokrotnie powtórzył, przy czym to jest jedna z tych rzeczy których bardziej został nauczony, niż faktycznie sam z siebie tak uważa). Zatem żadnego trójkąta nie będzie - tzn. w pewnym momencie Elsy zacznie trochę świrować, ale nie będzie miała ku temu żadnych podstaw, no i to będzie rzecz o której napomknę chyba dwa razy. Ogólnie ja całkiem lubię ją (Elsy) i Arjana, ale potem fabuła idzie na przód, no i... XD Nie chcę rzucać spojlerem (bo tu to jednak byłby cholerny spojler fabularny), ale tak, to bęzie zmierzało do romansu z Eldarką, nie będze to miało nic do czynienia z żadnym trójkątem i podbieraniem sobie chłopa, nie będzie żadnej zdrady ze strony Arjana, a sytuacja z Elsy sama fabularnie się wyklaruje za jakiś czas i sprawa z Eldarką nie będzie miała absolutnie w żaden sposób nic wspólnego z Elsy. Masz trochę racji w swoich przypuszczeniach (tych, co do których mówisz, ze brzmią zajebiście XD), ale też częściowo srogo się mylisz XD Ale nie, nie zamierzam jej skasować, jeśli o to chodzi :P BTW cały ten wątek to ten, który mój chłop twierdził, że nie da się napisać wiarygodnie. DUPA BOLI BO SIĘ DAŁO (podobno) XD Ale ja generalnie wychodze z założenia, że in the grim darkness of the far future żyje tyle ludzi, że któryś z nich musi być mądrzejszy od reszty i chociaż trochę samodzielnie mysleć :D
Mroczni Eldarzy to popierdolone ścierwa i to jest kanon XD Właśnie poczytuję sobie o nich opko i są momenty, że aż mną trząsa, a raz nawet mnie zemdliło, także tego XD
Ta, na tych technicznych broniach i tak dalej też się nie znam, coś tam tylko energetyczny miecz czaję, że to normalny miecz tylko przez który płynie wysokie napięcie czy cuś i od razu przysmaża ranę, ale to nie żaden lightsaber czy coś XD
UsuńZnaczy jeśli o astropatę chodzi, to trochę dałam ciała, bo myślałam, że astropata i nawigator to to samo, ale to jednak nie to samo XD Zatem Rigel jest nawigatorem, czyli psionikiem prowadzącym statek przez Osnowę. Astropata to taki, co telepatycznie przesyła wiadomości przez Osnowę. BIJĘ SIĘ W PIERŚ I POPRAWIĘ XD
Mon-keigh to jest po eldarsku po prostu "człowiek", o neutralnym wydźwięku, natomiast często eldarzy nadają mu pogardliwe znaczenie, ale ono wynika wyłącznie z ich intencji, a nie z samego znaczenia słowa.
Cieszę się! Chciałam podkreślić, że - tak jak ja rozumiem Imperium - to dla nich zły człowiek>>dobry kosmita. W sensie wszystko, co nieludzkie, jest wstrętne i be i nawet najgorszy człowiek jest lepszy od kosmity. I bardzo mnie ta głupota boli, chociaż cieszy mnie, że gdyby EMPRAH nagle ozdrowiał i obczaił, co ludzie odpierdolili jak nie patrzył, to by się srogo wkurwił tą głupotą :D
Czekaj ona w ogóle jest dobra, bo ona trochę nie czai ludzkich zachowań i nie rozumie niektórych słów, przez co zadaje czasem bardzo kłopotliwe pytania XD I ten komentarz też był właśnie taki, ona nie widziała nic złego w powiedzeniu tego, skoro tak uważa, i w ogóle jej nie obeszło, że typ właśnie chciał ją zarżnąć, bo jej się zdaje, że jak ona jest na tyle szurnięta, by nie mieć problem z ludźmi, to ludzie automatycznie nie powinni mieć problemu z nią. Jest strasznie niezręcznym pingwinem i osobiście to w niej chyba najmocniej uwielbiam :D
Uwagi co do sceny walki bierę sobie do serca i będę miała na uwadze przy kolejnych, dziękuję!
PARÓWY W BUŁACH TAK XDDDD Znaczy inkwizytorzy to jeszcze, jeszcze, ale space marines XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD Co do ubioru to Arjan owszem, pancerz od czasu do czasu to i owszem, ale raczej lżejszy, bo przy eldarach i demonach to mu raczej większa swoboda ruchów potrzebna niż oponiaste wielkie gówno. Tak, używam fabuły za wymówki, żeby go w to nie ubierać XD Chociaż tematem jego ubioru za jakiś czas eldarka będzie bardzo zainteresowana XDDDDDDDDDDDDDDD
Co do Voldemorty/Voldemorta - ze Slaaneshem nigdy nie wiesz XD W sumie sama nie wiem, czy to bardziej babka, czy facet, wiki mówi, że woli postać faceta, ale ni gardzi żadną inną, także no XD Ale tak, Slaanesh to dobry syf, ja lubię XD
Ogólnie wyżej chyba tego nie napisałam, ale najbardziej cieszy mnie to, że każda z postaci udała się charakterystycznie. Będzie jeszcze kolejne 6 na których charakterystyczności bardzo będzie mi zależało, no i oby się udało :D Ale już teraz będą się pojawiać powoli, stopniowo i pojedynczo :D
Myślniki to wina tego, że zrobiłam sobie ZAMIEŃ na pauzy, a potem mi umknęły przy poprawianiu tam, gdzie powinny być myślniki ;_;
Nad narracją też postaram się popracować, aczkolwiek muszę przyznać, że dużo bardziej pochodzi mi pierwszo- niż trzecioosobowa i żałuję, że zaczęłam pisać Sveę w trzeciej, ale wiesz, teraz prawie 1000 stron nie bedę poprawiać :<
Za wyłapanie błędów dziękuję i w środę w wolnej chwili poprawię <3
Ja nie wstałam! Tylko się obudziłam, bo raz, że za gorąco, a ja jeszcze pod kołdrą śpię, a dwa - ciężko spać, kiedy pies skacze po twoich tyłku jak małpa w cyrku i skomli o spacer. Wychowałam potwora :c.
OdpowiedzUsuńJor Mundur się przyda, teraz tylko do Ise coś wymyślić i nie będdzie żadnych wymówek, haha.
Wydaje mi się, że tak jest lepiej. I tak się domyśliłam, że jest takim jakby gostkiem od wszystkiego tylko nie pracy w terenie, więc pisanie tego wprost nie było potrzebne.
Dla mnie zmiana na plus, tym bardziej gdy Eskil kojarzy mi się z Eskelem a Arjan z... Arjanem xD. Chodziło mi o szlachcia, gołowąsa, Arjana La Valette, występuje w prologu w dwójce i potem chyba można go już tylko raz spotkać, i tylko jak przyfarcisz z miejscówką.
To się zapowiada bardzo ciekawie i co lepsze, nie brzmi jak romans, mimo że troszkę obupólnej fascynacji w tym będzie. No chcę zobaczyć tę walkę o wolność mózgu Arjana, bo niczego bardziej nie znoszę jak fanatyków, ślepo zapatrzonych we własne tyłki. Okropieństwo!
A jakie stosunki mają do nich ci zwykle Eldarzy? Obojętni są czy się ich wstydzą czy jak? A może od drugiej strony, są takim samym towarem jak ludzie i inne rasy?
O, przypomniał mi się na dokładkę cytat z jakiś Avengersów czy czegoś innego, marvelowskiego, co tak dobrze ich - Mrocznych - oddaje: "On sprawi, że zatęsknisz za czymś tak słodkim jak ból." aww, to mi tu tak pasuje!
To pewnie jakiś średniowieczny typ, a ja zawsze wyobrażam sobie jakieś katany czy inne guwna jak widzę "miecze" w s-f xD.
Nawet bym się nie domyśliła, że to błąd - tak mało w tym się orientuje, więc połowa moim komentarzy to będą takie durne pytania zapewne.
Imperium to taki czarnobyl, pranie mózgu i te kwestie w imię wyższego dobra, no aż się prosi, żeby wsadzić tam jakiegoś buntownika, co rozwali wszystko ze wewnątrz :D
MI TEŻ SIĘ TO PODOBA! Daj mi więcej! I jeszcze te poirytowane reakcje Arjana, miodzio.
A właśnie, byli tam jacyś space marines. Właśnie nie byłam pewna czy to oni, czy Imperium miała takich hot-dogów w armii. Naprawdę muszę znaleźć czas i w to pyknąć parę razy, bo czuję, że kompletnie się zgubię w przyszłości.
No ja również liczę na kolejną falę dobrych bohaterów :D
Już zmiana jednego rozdziału to katorga, a kilkaset stron - ja sobie tego wyobrażam xD. Osobiście mam raczej problem z czasem, bo teraźniejszy>przeszły z tego powodu, że w tym pierwszym napisałam najdłuższe opo życia i mam je w paluszku, ale przeszły brzmi raczej tak... profesjonalnie? No, uznajmy, że to mam na myśli.
Czaaaaaje, znam ten ból, dolicz sobie do umierania z gorąca jeszcze solidna alergie i masz w pigułce jak okropnie sypiam XD psa nie mam, ale negocjuje z chłopem kupno kota Może to błąd XD
UsuńNie no dla niej jeszcze nic nie wymyśliłam bo w końcu zapamiętalam XD ale sp9ko jak arjan zacznie wreszcie mówić do niej po imieniu to też będzie inaczej :D
OK, no to spoko. Znaczy anyway w kolejnym rozdziale już się o funkcjach pojawia ale wiesz, też nie chcę osiągnąć efektu pouczającego narratora dla idiotow, gadałysmy odnośnie Svei że to jest be.
Eskil z Eskelem nie ma nic wspólnego poza imieniem ale tego typa Arjana z dwójki wcale nie kojarzę. Może sobie odświeże? W sumie co mam do roboty, praktyki, egzaminy, chuj z tym XD
Znaczy romans jako taki, jako zdarzenie, a nie gatunek opka, to będzie. Tylko nie zamierzam tego roztrzasac, wiesz o co chodzi? Zamierzam rozwijać ich relacje na najpierw neutralnym, a potem czysto przyjacielskim gruncie, i dopiero jak sytuacja ich obojga z osobna sama się fabularnie wyklaruje to wtedy bum, nagle to się stanie, mimo że to wcale nie wisiało w powietrzu, rozumiesz? W sensie nie będzie żadnych durnych podchodow i wzdychania w duchu, bo każde z nich ma kogoś dla siebie ważnego i każde w jakiś sposób go traci i dopiero potem, jak już jest po wszystkim, to "trafiają do siebie" z taką pewną oczywistoscią jakby miało tak być od zawsze, ale to nie jest najważniejsze, bo najważniejsze tu są ich wątpliwości natury takiej, że to jest nie do przyjecia przez oba społeczeństwa i dochodzenie do tego jakie to złe i niesprawiedliwe. Po prostu romans nie jest w tym romansie najważniejszy, ale po pierwsze jest świetnym sposobem na poruszenie tematu kosmicznego rasizmu w warhammerze no i po prostu przyznam się że bardzo chciałam go napisać, bo wydaje mi się to wdzięczny temat, a właśnie chciałam napisać romans taki żeby był przyswajalny i zjadliwy nawet dla tych, którzy romansów nie lubią no i żeby był przy tym wiarygodny. Osobiście, mimo tego że w tym romansie jest niewiele typowego prowadzenia romansu to uważam, że to chyba najlepszy jaki kiedykolwiek napisałam :D ale zobaczymy :D
Też nie znoszę fanatyków, najmocniej religijnych. Imperium w warhammerze jest wszystkim czego nienawidzę XD
A to zależy, podobnie jak podejście do ludzi też zależy głównie od tego o jakim światostatkum mówimy. Ja będę pisała o Il-Kaithe i oni są dość luźni w podejściu do ludzi i mrocznych eldarow, bo znajdują się blisko demonicznych światów i po prostu Sytuacja często zmusza ich do sojuszy. Natomiast normalnie mroczni są nielubiani bo składają ofiary Slaaneshowi. A nie ma nic, czego eldarzy nie znosiliby bardziej niż slaanesha. I tak, ten cytat IDEALNIE ich oddaje :D
UsuńNie no dobra miecz to niefortunne okreslenie, tak wizualnie to mu bliżej do katany rzeczywiście xd
Spoko pytaj, jak widzisz ja też nie znam uniwersum tak jak powinnam, ale chłop pomaga na szczęście XD
Taa imperium to syf i ja mam nadzieję że imperator kiedyś wstanie i doprowadzi to do porządku XD a na razie pobuntuje się arjanem, na mniejszą skalę XD
BĘDZIE WIĘCEJ, już w następnym rozdziale XD kocham ich pisać w ten sposób XD
Nie no marinsi to dno XD mój chłop uwielbia a ja totalnie gardze XD Fulgrim i jego legion są spoko ale to są zdrajcy i chaos i są odklejeni jak cholera XD ale i tak nie przepadam za Hot dogami XD
No ja z narracja pierwszoosobowa mam to samo, bo urodziłam tak 500 stron sagi i eskila, no i po prostu mi się tak wyrobił skill no i teraz cierpię pisząc Svee D:
Koty są dla słabych ludzi, tylko psy! <3
UsuńJeśli odnalazłaś w tej kwestii złoty środek to przyjmę to bez oporów :d.
Serio? A wydał mi się po tamtym fragmencie taki kluskowy jak wiedźmiński Eskel, haha. Może to wina tego, że większość facetów tak by wyglądała przy wkurwionej na maksa Sadze (jak to się odmienia, olaboga).
Powiem ci, że masz gadane. Daj mnie to a zjem z kośćmi! A można zapytać, ile czasu antenowego dostanie jegomość Ise? Czy to będzie facet czy może w ogóle jakaś siostra, matka czy ktoś inny, bo akurat "ktoś ważny" można różnie interpretować.
Czyli jest szansa, że pojawi się jakiś Mroczny skurwesyn? :D
#TeamOrk i tyle w temacie, nie jacyś ludzie. Chyba gorsze od tych śmiesznych, napakowanych zbroi są tylko "pancerze" dla babeczek, który osłaniają im jedynie cycki. Kocham takie kwiatki, a teraz praktycznie wszędzie na jedno kopyto robią .___.
Znaczy ogólnie też wolę pieski, ale wiesz, mieszkam w bloku i wychodzę z założenia, że w bloku psu nie jest fajnie. Także padło na kota XD
UsuńSię okaże czy odnalazłam XD
No właśnie trafiłaś w sedno, Eskil wcale nie jest kluskowy, tylko chowa głowę w piasek jak Saga zaczyna się miotać, bo wtedy to strach się bać i każde słowo może być jego ostatnim XD (PS tak, dobrze odmieniłaś, staram się dawać postaciom na ogół proste imiona, ale one chyba finalnie nie są tak proste jak mi się zdawało XD)
Hehehehehheheh powinnam robić w reklamie :D A tak serio to chyba udaje mi się to tak sprzedać bo sama jaram się jak cholera XD Można zapytać - rzucę tajemniczym hintem, że jego (tak, to on) czas antenowy właściwie już się zaczął :D Więcej o tym nie powiem, bo spojler, ale ona dość szybko o tym mówi, będzie to chyba 4 albo 5 rozdział, także długo nie będę trzymać w niepewności :) Natomiast nie ma tu żadnego plot twistu, jest to facet, ona w kółko mówi o nim "mój przyjaciel" i tylko raz "mój ukochany" i ogólnie powiem, że cały ten motyw z nim to jest niezły syf, kuźwa dobrze to wymyśliłam XD, to w żadnym razie nie jest coś, czego możesz się spodziewać, tak sądzę :D A ogółem czasu antenowego będzie miał bardzo dużo i praktycznie wcale jednocześnie, gadam tak bo nie chcę spojlować, ale w tym 4 czy 5 rozdziale zrozumiesz :D A wcześniej chyba rzucam hintem odnośnie tego, więc może i wyłapiesz i się domyślisz o co chodzi :D
TAK POJAWI SIĘ MROCZNY SKURWESYN, chyba w 5 rozdziale, chociaż nie będzie głównym villainem, z tym że głowny villain pozostaje tajemnicą prawie do samego końca :D Jak obejrzałaś listę imion to skurwesyn to Caerith.
DA BOYZ są super, tru that. Znaczy się mnie i tak życie robią eldary, ale orkowie >> Marinsi/Gwardia XD
TAK JEZU NIEKTÓRE ARTY Z SIOSTRAMI WOJNY TO JEST JAKAŚ KPINA XDDDDDDDDDDDDDDDDD
Zależy jeszcze na którym piętrze, bo jak na szczycie to faktycznie dupa.
UsuńJuż się zaczął :o. Idę czytać jeszcze raz i jak znajdę jakąś dziwaczną, podejrzaną wzmiankę to natychmiast będę to pod to podkładać.
Kiedy ktoś mi mówi, że nadejdzie coś, czego się nie spodziewam, ja... spodziewam się najbardziej chorych akcji :D
Od razu skojarzenie z Cerdiciem, chociaż łączy ich aż pierwsza literka.
Wszystko robią pod chłopów, skandal :c!
Czwarte piętro, także przypał :<
UsuńNie jest to nijak wyraźnie podkreślone w tym rozdziale, także możesz nic nie znaleźć :P Ale tak, już się zaczął. Obiecuję hinta w kolejnym rozdziale :D
Znaczy akurat wyjątkowo nie nazwałabym tego jakimś chorym, ale na pewno jest nieoczywiste. Zobaczymy czy będziesz zaskoczona, czy nie :D
A nie, akurat to zupełnie inny typ. Ja się długo martwiłam, ze Caerith będzie za mocno przypominał Lorcana (z wyglądu trochę przypomina, ale tu jakby nie dało się tego obejść, bo Mroczni Eldarzy wyglądają w dość szczególny sposób), ale chłop mówi że nie, że to są inne postacie, no to ja mu wierzę :D Na pewno mają zupełnie inne motywy i zupełnie inne moralności. I, moim zdaniem, wyraźnie inne temperamenty, tzn Caerith jest bardziej spokojny i prostolinijny, to raczej nie jest intrygant. Dopóki się nie wkurzy, a przyjdzie moment, że bardzo, bardzo się wkurzy :D
TAK. Wewnętrzna feministka krzyczy :<
Pewnie w następnym wypiszę ci dziesięć niby-hintów, ale żaden nie będzie tym właściwym. Czuję, że tak właśnie zrobię :D.
UsuńPewnie będę mogła to określić za jakieś pół roku, kiedy już dość opublikujesz, hah.
Spokojny i prostolinijny w jakiś szczególny sposób pasuje mi do wymyślnych tortur, aż się boję okoliczności, w jakich go poznam. Ale ogólnie i tak najbardziej czekam na tego całego Lorcana, bo kurde lubię takich fiutków jak on, a ty mi go w komentarzach tak zajebiście przedstawiłaś, że się nie mogę doczekać po prostu :d.
No zobaczymy, ciekawa jestem XD Dzisiaj pisałam trzeci - i ostatni brakujący! - rozdział i tam też rzuciłam hint :D
UsuńNo tak, zdecydowanie XD Chociaż myślę, ze to będzie mniej niż pół roku, zdecydowanie :D
TEŻ TAK UWAŻAM :D Narwaniec Lorcan się do tortur nie nadaje, bo - mini spojler - zdarzyło mu się przypadkiem skasować kogoś, kto miał przeżyć, bo za bardzo go poniosło :D Caerith taki nie jest, to mistrz w swoim fachu i wie, co robi :D A okoliczności nie będą AŻ TAK drastyczne, ale lekko też nie bedzie :D
Heheheheh ja już mówiłam, Lorcan to mój syn i w ogóle ja go kocham całym sercem dlatego też nie mogę się doczekać, jak pokażę go światu :D
Unlucky Lorcan, ale przynajmniej zna swoje ograniczenia chłopak xD. Weź przestań, bo aż się boję, co ten Caerith odwali...
UsuńNO NIE WIEM CZY ZNA XD Nie chcę zasadzić spojlerem, ale to nie ostatni raz, kiedy go poniosło, a potem pluł sobie w brodę XD
UsuńZnaczy przy pierwszym spotkaniu to nie odwali nic szczególnie makabrycznego - za to naopowiada i naobiecuje się naprawdę barwnych rzeczy, w ramach zapowiedzi kolejnych spotkań i swoich jakichś tam wątpliwych bardziej lub mniej planów, bo, cytując jego samego, "w Commoragh nic nie jest naprawdę zakazane" :D
Ej, dobra, skończ o nim, bo to jeszcze tyle rozdziałów zanim się pojawi, że ja już zdążę sobie wykreować własnego Lorcana xD
UsuńNaprawdę powinnaś robić w reklamie, wiesz?
Dobra, już nic nie mówię XD do 7 rozdziału niedaleko, także nie bój nic :D
UsuńHehehehehhe tak naprawdę jestem bardzo mało przekonująca XD
Ale wiesz co przylazłam tu bo może masz ochotę obczaić, ponieważ - jak napisałam w O AUTORCE, sama ilustruję sobie opka (XD), to porysowałam dziś trochę Arjana i jego eldarskiej dziewuchy :D Nie narzucam oczywiście żadnych wyobrażeń, bo wiadomo - po to jest opko, żeby każdy sobie wyobrażał jak uważa, ale podrzucam jak ja to widzę, MORE LESS, bo Arjan wyszedł jak straszny szczyl XD https://www.instagram.com/p/Bje0bielMNj/?taken-by=freyjadragonborn
Ale to i tak DWA miesięce!! :c
UsuńZawsze chciałam się nauczyć rysować, ale dupa z tego wyszła. Wielkie uznanie, serio. Bardzo realistyczni wyszli i naturalni, wow :d.
Niby racja D:
UsuńWłaśnie trafiłaś w sedno,bo wcale nigdy nie miałam żadnego talentu ale jako dziecko w przedszkolu byłam tak zawzięta i zazdrosna o talent kolezanki że obiecałam sobie ze się nauczę bo nie mogę być gorsza XD
Dzieki, cieszę się że się podobają<3
Naprawdę są świetni, oboje. A planujesz może narysować jakiegoś Lorcana? :D (mam jakąś schizę, że tyle o nim gadam, czy co? to pewnie twoja wina, bo taką reklamę walnęłaś!)
UsuńBARDZO MNIE TO CIESZY, ja też kocham mojego syna XD
UsuńAleż ja go mam :D Razem ze Sveą :D Bardzo proszę:
https://www.instagram.com/p/BZWn4I_lBIb/?taken-by=freyjadragonborn
tylko w opisie obrazka jest mały spojler z krótszego opka które dzieje się parę lat po właściwej akcji (pewnie je opublikuję po wszystkim), także jeśli Ci niestraszny to można czytać, a jak straszny, to nie czytać :D Trochę popłynęłam z cieniami, ale to było długopisem, no i tego, jak juz zrobiłam, to nie dało się poprawić XD
On jest jak Dafoe - przystojny brzydal. No i kurcze, pisałam ci, żebyś już o nim nie wspominała, a teraz sama się dopytuję. Dawaj mi go w tych rozdziałach albo cię zamęczę! :c
UsuńDokładnie idealnie go podsumowalas, nawet Svea tak go ocenia, że niby przystojny, ale jest w nim coś paskudnego :D
UsuńNo wczesniej niz w 7 nie da rady żebym nie wiem jak chciała :C a potem znowu długo go nie będzie, tylko w retrospekcjach :c
Smutno mi :c
UsuńTo się postaram chociaż dobrą treścią pocieszyć :D
Usuń